Tybet 2010 - nie dla backpackersów

Tybet nie dla backpackersow

Dzisaj wypada rowno polowa czasu przewidzianego na podroz po Tybecie oraz krotkie wizyty w Nepalu i Indiach. Dlugo myslalem nad podrozowaniem na Dachu Swiata, nad przygoda, samodzielnoscia i tym co w podrozy najlepsze - wolnoscia wyboru. Zbliza sie koniec wycieczki (swiadomie tak nazwalem ta czesc podrozy) - juz za 3 dni bede w Katmandu, gdzie rozpocznie sie drugi etap tej wyprawy. Nie mam za wiele czasu, poniewaz czeka mnie pranie, jedzenie oraz naladowanie baterii. Tak wiec zaczynamy…

Jezeli jestes wszelkiej masci wielbicielem gor, jezeli jestes buddysta, jezeli kochasz podroze i ciekawi Ciebie kazdy zakatek swiata niezaleznie od kosztow - Tybet jest dla Ciebie.

Jednak jezeli jestes typowym backpackersem, ktory liczy kazdy grosz i przede wszystkim ceni sobie wolnosc wyboru w podrozy - to nie jest miejsce dla tego rodzaju osob.

Caly czas mam mieszane uczucia co do tego miejsca. Z jednej strony jest “system”, ktory wymusza na turystach poruszanie sie po z gory ustalonej trasie podrozy oraz ceni siebie liczac w tysiacach dolarow. Z drugiej strony jest kraj, ktory warto odwiedzic chociazby po to, zeby naocznie przekonac sie o unikalnosci tej kultury, jej bogactwie i zyczliwosci jego mieszkancow. Wiele jest rzeczy, ktore w porownaniu z innymi w Azji wypadaja kiepsko. Jedna kazdy kraj jest inny i staram sie podejsc do tego ze zrozumieniem i akceptacja takiej formy podrozowania (co nie za bardzo mi odpowiada).

Krotko podsumowujac - warto tutaj przyjechac - jednak nalezy liczyc sie z tym, ze ta czesc Azji jest bardzo wymagajaca co nie kazdemu moze sie spodobac. Korzystajac z faktu, ze jestem obecnie w Shigatse, drugim co do wielkosci po Lhasie miescie, skorzystam jeszcze dzisiaj z kafejki internetowej ale najpierw musze ja odnalezc. Ponizej kilka zdjec z ostatnich dni.


Podczas jazdy z Gyantse do Shigatse zatrzymalismy sie przy domu, w ktorym z kukurydzy wyrabiano make. Krecace sie kola napedzane byly woda. Taki tybetanski mlyn i mlynarz ponizej.


Tybet fotograficznie

Jest to kraj, ktory chyba moge zaliczyc do krajow “no photo”. Napis ten widnieje w prawie kazdym klasztorze i naprawde trzeba sie niezle nagimnastykowac lub wykosztowac, zeby zrobic chocby kilka ujec jednej sali w danym klasztorze. Na szczescie wielu mnichow wykazuje sie zrozumieniem i otwartoscia dzieki czemu powstalo kilka ujec z klasztorow, ktore moge zaliczyc do udanych (1-2 ujecia dziennie). Fotografowanie poza klasztorami, zwyklych ludzi, nie stanowi az tak duzego problemu i nie odbiega za wiele od innych krajow (choc w porownaniu z Birma to Tybet wypada bardzo blado, jednak taki “jego” urok). Wprawdzie ludzie niechetnie staja przed obiektywem ale jezeli najpierw sprobujemy porozmawiac i przekonac wesolo - prawie zawsze sie zgadzaja. 

Using Format