Tybet 2010 - kilka słów o Tybecie

O Tybecie slow kilka

Po 3 dniach pobytu w Lhasa, wciaz probuje ogarnac chaos w ktorym sie znalazlem. Nie sposob ogarnac “tego wszystkiego” w 3 dni, w miesiac czy nawet przez cale zycie. Rzeczy, ktore mialem okazje obejrzec przez ostatnie 2 dni w klasztorach, przerosly moje doswiadczenia z birmanskimi odpowiednikami. Na szczescie kolejne dni, z cala pokora i swiadomoscia, przynosza nowe informacje, rzucajace zupelnie inne swiatlo na ten kraj i mieszkancow.

Geograficznie Tybet znajduje sie w Azji Srodkowej. Ze wszystkich stron otoczony jest gorami. Od poludnia otaczaj go najwyzsze gory swiata - Himalaje. Od polnocy - lodowate gory Kunlun. Od zachodu - Karakorum, w ktorego pasmach znajduje sie Kaszmir. Od wschodu ograniczaja Tybet masywne grzbiety gorskie, ktorego dolinami splywaja m.in. rzeka Mekong i Saluin. W srodku jest Wyzyna Tybetanska, ze srednia wysokoscia nad poziomem morza wynoszaca ponad 4500m. Lhasa polozona jest na wysokosci 3 648m i znajduje sie w poludniowej czesci kraju. W takim trudnym kliamacie przyszlo mieszkac Tybetanczykom, ktory na dobre uksztaltowal te kulture i spoleczenstwo.

Glownym zrodlem pozywienia Tybetanczykow sa liczne jaki. To dlogowlose zwierze, skrzyzowane z bydlem domowym, daje mieszkancom mleko, z ktorego nastepnie wyrabia sie maslo. Jest ono bardzo tluste i uzywane jest do produkcji lampek w swiatyniach. Podstawowym jedzeniem sa: prazona maka jeczmienna, maslo, ser i mieso jaka oraz owcy. W poprzednim dzienniku zamiescilem zdjecie przygotowanego w rzezni miesa, rowniez suszonego, ktore zawieszone jest w postaci paskow pod sufitem.

Tybet z nazwy rozumiany jest przez Chinczykow i Tybetanczykow odmiennie. Chinczycy wymawiajac nazwe “Tybet”, maja na mysli Tybetanski Region Autonomiczny (TRA). Tybetanczycy natomiast, za Tybet uwazaja obszar ponad dwuktornie wiekszy, ktorego granice istnialy jeszcze przed liberalizacja ze strony Chin w roku 1959. TRA zostal utworzony przez Chiny w 1965r, glownie z powodow administracyjnych. Historia stosunkow tybetansko - chinskich siega ponad 2000 lat. Znany wiekszosci ludziom na swiecie burzliwy okres rozpoczety na dobre w latch 50tch ubieglego wieku zostal opisany i omowiony wielokrotnie. Bedac nadal gosciem w Chinach, napisze jedynie kilka slow o latach jeszcze wczesniejszych.

Wydawaloby sie, ze w Tybecie Buddyzm byl od zawsze. Nie jest to jenak prawda. Pierwsza religia byl bon, utworzony przez Szenrba Milo w zachodnim Tybecie (wyparta zostala przez buddyzm, jednak podobno istnieje nadal i jest praktykowana przez uchodzcow tybetanskich w Indiach i Nepalu). Tybetanczycy byli ludem gwaltownym, porywczym i skloconym a spolecznosc miala strukture feudalna. Rzadzili wtedy wodzowie i krolowie, ktorzy walczyli o wplywy i nowe tereny. Buddyzm zaczal rozwijac sie w Tybecie dopiero w VII wieku. Wprowadzil on klasztory, ktore byly utrzymuwane przez wladcow a ktore byly osrodkami sztuki i nauki. W tamtym okresie prawie kazda rodzina wysylala do klasztoru syna lub corke, co bylo zupelnie nowym zjawiskiem w systemie spolecznym. Umozliwilo to najubozszym osiagniecie wysokiej pozycji wylacznie dzieki wlasnym zaslugom. 

W 1642 roku wladze w kraju objeli dalajlamowie, rozpoczynajac nowa ere w harmonijnym polaczeniu religii i polityki. Buddyzm dla Tybetanczykow nie jest tylko religia. Buddyzm zmienil calkowicie sklocone spoleczenstwo oraz kulture. Religia przenikala i nadal przenika kazdy element zycia codziennego, budujac tym samym nowa tozsamosc narodowa. Codziennie tysiace ludzi wypowiada setki tysiecy razy mantre. Mantra jest to specyficzny ciag sylab, ktore recytowane w prawidlowy sposob wywoluja ukryte w nich energie. Nie jestem specjalista w tej dziedzinie, jednak jezeli dobrze zrozumialem moje przewodnika, to wlasnie to mniej wiecej tak jest. Najpopularniejsza mantra w Tybecie jest Om-Mani-Padme-Hum. Wypisana jest na glazach, budynkach, strojach, amuletach. Jednak najczesciej mozna ja uslyszec z szepczacych ust modlacego sie.

Sylaba “Om” jest starozytna indyjska inwokacja do Najwyzszej Rzeczywistosci. “Mani” oznacza klejnot. Padme oznacza “w lotosie”. Natomiast “Hum” jest wezwaniem mocy. Wypowiadajacy te slowa przywoluje Najwysza Sile, ktora bedac podstawa egzystencji na nowo wzbudza stan pierwotny, przeganiajac wszelkie nieczystosci i zlo. Lotos ma tutaj wielkie znaczenie, poniewaz kwiat ten wydostajac sie z dna brudnej wody, rozkwita na jej powierzchni. Tak to mniej wiecej wyglada (korzystalem z opowiesci przewodnika i serwisu www.tybet.pl). Temat jest tak obszerny, ze pozostaje tylko z pokora czekac cierpliwie i uwaznie patrzec, starajac sie zrozumiec te bogata kulture i religie.

Ulice Lhasy

W dzisiejszej rozmowie z Pania Marzena Szostak z Polskiego Radia Szczecin padlo pytanie - czy duzo jest w Lhasie turystow i jakie sa moje pierwsze wrazenia z Lhasy. Chcialbym doprecyzowac odpowiedz. Otoz po pierwszym rozczarowaniu, Lhasa w miare jak zaczynam poznawac to miejsce i kulture tybetanska, wrazenia sa coraz bardziej pozytywne. Nie mniej jednak mam swiadomosc tego, ze Tybetanczykow w Tybecie jest mniej niz Chinczykow. Wrazenie jest takie, ze przyjezdzajac do Tybetu “ogladamy” Tybetanczykow jak kolejna atrakcje turystyczna. To jest w tym wszystkim najsmutniejsze. Turystow jest duzo, ale glownie z Chin. Ludzi z pozostalych krajow takze mozna spotkac (dzisiaj widzialem buddyjska wycieczke z Rosji, ktora klaniala sie z namaszczeniem przed kazdym posagiem Buddy) ale glownie w turystycznie ciekawych miejscach: Drepung Monastery, Sera Monastery, Jokhang Temple i oczywiscie Potala Palace. Podobno poza Lhsasa, co wymaga juz innych pozwolen, turystow jest mniej. Jednak czas pokaze. Osobiscie licze na klimaty mniej miastowe. Ponizej zamieszczam kilka ujec z porannej przechadzki ulicami starej Lhasy.

Potala Palace

Pomimo tego, ze podczas tego rodzaju podrozy unikam jak ognia miejsc turystycznych, nie sposob nie zajrzec bedac w Tybecie do Potala Palace. To chyba najbardziej charakterystyczna budowla w tym kraju, rozpoznawalna prawdopodobnie na calym swiecie. Zbudowana zostala w 7 wieku, rozbudowana w 17 wieku do obecnego rozmiaru przez 5tego Dalaj Lame. Mniej wiecej w tym samym czasie palac ten zostal oficjalna, zimowa siedziba Dalaj Lamy. Niestety w srodku budynku nie mozna robic zdjec a wierzcie mi nie tylko na slowo (dlaczego, zaraz napisze) - jest co podziwiac. Widzialem dzisiaj trony Dalaj Lamow, komnaty gdzie przyjmowano gosci, setki posagow Buddy, tysiace skryptow i malowidel oraz krypty poprzednich Dalaj Lamow. Wydawaloby sie, ze kazdy centymetr kwadratowy jest w jakims stopniu zagospodarowany przez artystyczne lub religijne artefakty. Palac znajduje sie na wzgorzu i zeby dostac sie do niego turysci potrzebuja zamowiec wczesniej na okreslona godzine bilet (bezplatnie, potrzebny paszport i pozwolenia). Kolejnego dnia, 30 minut przed godzina z rezerwacji, nalezy stawic sie przy bramie, gdzie odpowiednie sluzby przeskanuja nasze plecaki. Wejscie kosztuje 100 juanow (2 juany dla Tybetanczykow). Pomimo zakazu, udalo mi sie zrobic kilka ujec w srodku, co przy odrobinie wyobrazni potwierdzi moj zachwyt tym miejscem.

Dalszy ciag podrozy

Jeszcze 2 dni zabawie w Lhasa - jutro wyjezdzam w pobliskie klasztory a pojutrze do Namtso Lake - wiec nie moge sie doczekac kiedy zobacze mniej uczeszczana przez turystow trase w kierunku zachodnim. 27.09 powinienem byc juz na granicy z Nepalem i prawdopodobnie tego samego dnia przyjade do Katmandu, w ktorym zostane do 02.10. Nastepnie samolotem do Deli i dalej autobusem do Daramshala. Powrot zaplanowany jest na 09.10. Jednak do tej daty zostalo jeszcze duzo czasu i jeszcze wiecej do zrobienia. Fotograficznie Tybet nie jest latwy, przynajmniej w Lhasa. Duzym ograniczeniem jest obecny tutaj system, ktory uniemozliwia poruszanie sie po miescie w dowolne miejsca. Dzisiaj zostalem przegoniony przez policjanta z fabryki papieru do skryptow. Na ulicach jest duzo wojska, z karabinami przy boku. Maja swoje posterunki co kilkadziesiat metrow. Do tego ilosc turystow nie ulatwia sprawy. To wszystko powoduje, ze codziennie po kilka godzin dzwigam sprzet zupelnie bezuzytecznie, nie majac mozliwosci jego uzycia. Jednak z praktyki wiem, ze takie sa poczatki podrozy (szczegolnie w duzych miastach), wiec jestem dobrej mysli.

PS. Dzisiaj mialem okazje zobaczyc klasztory poza Lhasa. Zupelnie inny klimat, brak wejsciowek, podobnie jak w Birmie. Niestety moj organizm odmowil posluszenstwa i musialem wracac do hostelu. Najprawdopodobniej to zatrucie wczorajszym obiadem, co nie jest mile. Jutro mamy wyjechac poza Lhase, mam nadzieje, ze przejdzie mi do tego czasu b nadal kreci mi sie jeszcze w glowie i mam temperature.

Using Format