Peru 2007 - 4 680 metrów pokonane

Wysokość 4680m. n.p.m., ponad 70 km pieszo po bezdrożach Andów - zostało pokonane! Wprawdzie nie liczy się to do zdobytych szczytów bo to ¨tylko¨ przełęcz ale pozostała ogromna satysfakcja. Samo wejście nie jest trudne ale biorąc pod uwagę, że musieliśmy tam dotrzeć trekując ponad 
5 dni wysoko w górach, w deszczu, w palącym słońcu a nawet śniegu i przy akompaniamencie gradu, sypiając dużo ponad 3000 metrów lub schodząc do samego dołu nad rzekę i wspinając się do góry z powrotem - to nie jest to juz takie 
łatwe.


Wejścia pod góre miały praktycznie non stop ponad 30 stopni nachylenia a dochodziły czasem do 45 stopni. Sama droga to 
wąskie ścieżki z ostrymi jak brzytwa kamieniami a także niekiedy rwącymi potokami, które nie wiadomo dlaczego upatrzyły sobie także tą same trasę co my. Dodając do tego błoto w którym buty zapadały się ponad kostkę oraz zimno mamy obraz treku w Andach. Było super! Szóstego dnia odmówiło mi posłuszeństwa lewe kolano i schodziłem
z usztywniona noga. Dzisiaj odpoczywamy w Aguas Calientes, praktycznie godzinę drogi od Machu Picchu, do którego dotrzemy jutro pieszo specjalnie na wschód słońca.

W ten piątek spotykamy się z Giovanna w Cuzco i w niedziele uciekamy do… muy grande selva czyli bardzo dużej dżungli - aż do Iquitos, które leży w sercu Amazonii. Stamtąd jedziemy a raczej płyniemy do Pucallpy statkiem handlowym - czyli znowu na jakieś 5-7 dni będziemy odłączeni od świata. Pozdrówka!


PS. Dla wszystkich oczekujących na zdjęcia - bardzo mi przykro, ale komputery, które mam okazję używać w tych maluśkich wioskach są baardzo wiekowe i system działa tak wolno, że jak zacznę konwertować CR2 do JPG to obawiam się, że nie wyjdę stąd przez miesiąc. Ale już w niedzielę postaram się z Cuzco wrzucić parę fotek. Pisendlof.

Using Format