Birma 2009 - U Bein’s Bridge

Ulice Mandalay

Mandalay to ponad 800 tysieczne miasto, ktory w latach 90tych przezyl swoj rozwkit populacyjny wraz z otworzeniem granicy z Chinami. Do miasta ruszyly takze tysiace mnichow, ktorzy obecnie w Mandalay stanowia 60% ilosci mnichow w calym kraju.

Miasto to albo sie pokocha albo znienawidzi. To duze, brudne, glosne i niezbyt urocze miejsce. Na prozno szukac tutaj spokoju ale jak w kazdym chaosie - takze i tutaj ktos zawsze odnajdzie swoj porzadek. Wieczorami czesc ulic zamyka sie i przez caly wieczor znajduja sie tam stragany, przenosne restauracje, sklepy a nawet boiska do gry. Kupic mozna praktycznie wszystko - idac ulica lub chodnikiem (zamiennie, bo raz jedno a raz drugie jest zastawione towarem, motorami lub samochodami), mozna dostrzec komplet kluczy samochodowych, latarki, posazki Buddy, jedzenie, ptaki w klatkach, ciuchy etc. Mandalay jest bardzo ruchliwym
miastem - trudno jest tutaj przejsc przez ulice, poniewaz z jednej i drugiej strony jezdza skutery, motory, ciezarowki, riksze - 
piesi wpasowuja sie jakos miedzy nimi, co czesto wyglada na karkolomna probe samobojstwa. Tak jak w innych krajach o podobnym
stylu zycia, w Mandalay panuje jedna zasada - wiekszy moze wiecej. Prym wioda wielkie ciezarowki, ktore nic sobie nie robia z 
zasad ruchu drogowego i jada jak walec na wprost. Nastepne w kolejce sa autobusy, pozniej pickup’y, motory, skutery rowery. Piesi
sa nic nie znaczacym, przeszkadzajaym w ruchu elementem i niechetnie sie zwalnia zeby ich przepuscic. Najczesciej wyglada to tak, ze stoi sie na srodku drogi i wypatruje raz z lewej raz z prawej co gdzie jedzie i jak zabka w jednej grze komputerowej, przskakujesz w wolne miejsce i dalej az na druga stroe chodnika.

Wracajac juz z Amarapury (o czym napisze za chwile), zatrzymalem sie przy jednej zamknietej ulicy, gdzie na prowizorycznym
boisku szesciu nastolatkow gralo w niby to siatke, niby w pilke nozna. Czasami przypominalo to nasza “zoske”, a ewolucje
wykonywane podczas gry byly popisowe. W tle widac takze, jak wyglada ulica Mandalay.


Idac ulica dookola slychac gosne i rytmiczne tyr, tyr, tyr - to silniki dieslowskie zamkniete w wielkich szafach - generatorach pradu. Po godzinie 6pm robi sie ciemno i tylko w niektorych miejscach swieci sie swiatlo. Tam gdzie jest swiatlo, mozna uslyszec tyr, tyr, tyr. I tak raz z lewej, raz z prawej strony a calosc na jednej ulicy tworzy w rownych odstepach niezla kakafonie, przebijajaca sie przez warkot ruchu ulicznego. I tak na kazdej ulicy. W nocy, swiatla gasna prawie wszedzie a Birma z lotu ptaka musi wygladac jak ciemna plama na mapie. Tylko silniki Diesla pracuja nadal rytmicznie - i jest to jedyny, tak glosny i regularny odglos miasta w nocy.

W miescie jest bardzo duzo pojazdow, generatorow, roznej masci silnikow, przez co, szczegolnie wieczorem, widac unoszacy sie
wszedzie smog polaczony z kurzem. Widok nadjezdzajacych samochodow, oswietlajacyh swiatlami inne (nie wszystkie pojazdy maja swiatla)
jest niesamowity - z mroku wylania sie w kurzu i dymie wielka ciezarowka, ktora gna przez ulice trabiac co chwile na inne
pojazdy. Ciekawe doswiadczenia dostarcza takze jazda motorem - mialem okazje dwa razy jechac jako pasazer i przyznam szczerze,
ze nie wiem jak tutaj nie dochodzi do wypadkow. Gnalismy we dwojke, z plecakiem miedzy nogami kierowcy, przez ruchliwa
droge - wszedzie wkolo mijaja nas ciezarowki - raz z lewej, raz z prawej. Mijaja szybsze motory, my mijamy riksze, rowery i 
skutery - wszystko to w wielkim, komunikacyjnym balaganie, przeskakuja z pasa na pas, jadac pod prad lub wciskajac sie miedzy
autobus a samochod. Dostepne sa takze Internetowe kafejki, lecz nie ma reguly w jakich bedzie dzialac skype, w jakich poczta.
Dlatego trzeba sie niezle nachodzic- w jednej odbieram poczte z onetu (moja duga prywatna nie dziala), a w innej przesylam pliki via
skype. Ogolnie - wiekszosc stron to zablokowane przez administratorow lub rzad tresci. W jednej kafejce znalazlem nawet wykaz 
stron www, ktore mozna odwiedzac. Czasem jak cos nie dziala, warto zapytac administratora - raz mi sie zdarzylo, ze odblokowali porty i w jednym miejscu mialem i skype i onet :) Jednak jakie by Mandalay nie bylo, pozostaje duzym miastem, gdzie zdecydowanie mozna zmeczyc
sie jego ruchliowscia i chaosem. Dlatego szybko udalem sie do spokojniejszej Amarapury, na caly dzien odpoczynku. 

Amarapura i U Bein’s Bridge


To male miasto znane jest glownie z najdluzszego mostu na swiecie, zbudowanego z drewna tekowego. Zostalo mianowane stolica
Birmy w roku 1783 przez Bodawpaya, a w 1857 Mindon Min zdecydowal przeniesc stolice do Mandalay. Za wizyte w Amarapura wszyscy 
turysci musza zaplacic 10USD. Tak zapewne jest, jezeli korzysta sie z jednej z wycieczek organizowanych przez biuro lub hostel.
Jednak kiedy pojedzie sie do Amarapury wlasnym kosztem, tak jak lokalni mieszkancy, mozna ominac wspomniane oplaty. Szukajac srodka transportu do tego miasta, slyszalem rozne ceny - od 3000 do 10000Khyatow. Szybko zrezygnowalem z posrednikow i 
poszedlem szukac lokalny autobus, ktory okazal sie przerobiona ciezarowka, dowozaca ludzi takze do Amarapury. Kosztowalo mnie
to 400Khyat’ow w obie strony (probowano 800 ale powiedzialem, 
ze wiem ile placa ci co siedza na pace i chce z nimi jechac i placic jak inni). Po dotarciu na miejsce, ruszylem w droge
do mostu w towarzystwie dwoch mnichow, ktorzy zaprowadzili mnie na miejsce (zaczynam wierzyc, ze cokolwiek by sie w Birmie nie dzialo,
u mnichow nalezy szukac schronienia). Po okolo 15stu minatach pozegnalem moich przewodnikow i poszedlem zobaczyc most. Niestety,
okolo godziny 1pm bylo tak nieznosnie goraco, ze wrocilem do klasztoru, ktory mijalem po drodze, w poszukiwaniu schronienia.

W klasztorze spedzilem 2h, zaliczajac w tym czasie odswiezajaca kapiel w lazni mnichow. To mala studnia, z ktorej czerpie sie wode metalowym naczyniem i nastepnie wylewa sie calosc na siebie. Musieli miec niezly ubaw z “bialasa” rozebranego do pasa :). Ponownie, jak w Pyay, 
doswiadczylem niezwyklej goscinnosci i cierpliwosci - mialem okazje zobaczyc jak wyglada stolowka, sypialnia, hostel i sala do nauki.
W tym czasie namawiano mnie do zalozenia butow (nie mozna wchodzic do klasztoru w obuwiu) poniewaz jest zbyt goraco by chodzic
boso, jednak tlumaczylem cierpliwie, ze sa zasady a dwa, ze po prostu wygodniej jest mi chodzic boso. Czas jednak na zdjecia mostu, do ktorego powrocilem po 2h w klasztorze:


Most jest bardzo dlugi, w calosci zrobiony z drewna tekowego. Laczy dwa brzegi rzeki na koncach ktorych, mozna
rozgoscic sie w jednej z kafejek. Mozna takze wynajac lodz, zeby zrobic “najlepsze” zdjecie mostu o zachodzie slonca, ale zrezygnowalem, poniewaz
nie moglem tak dlugo czekac - ostatni lokalny bus odjezdzal okolo 5.30pm. Po kilku godzinach w Amarapura, powrocilem do Mandalay.

Atrakcja turystyczna

Na moscie zawolal mnie mezczyzna z aparatem w dloni. Zapytal, czy moge zapozowac do zdjecie z dwiema Chinkami (tak sadze, mogly
byc rowniez z Japonii, Korei itp.) i jednym mnichem. Pstryk - zdjecie gotowe, panny usmiechniete. Po 20 minutach to samo: te
same Chinki tylko bez mnicha - zdjecie Chinka i ja. Pstryk - gotowe. Pozniej spotkalem ta grupe w klasztorze, ktora najwyrazniej za przewodnika
miala mnicha. Podjechali nowym jeepem, wzbudzajac ciekawosc wychowankow klasztoru - podziwiali z okien piekny, nowoczesny woz
terenowy. Chinki jak tylko mnie zobaczyly, podbiegly i jedna z nich, z ktora miala zdjecie tylko ze mna zaczela cos tlumaczyc
trzeciej, ktorej wczesniej nie widzialem. Pokazala wydrukowane zdjecia ze mna i dala jej jedna odbitke, mi dala druga, a sobie
zostawila trzecia. I okazuje sie, ze nie tylko most U Bein’s moze byc atrakcja turystyczna dla sasiadow z Dalekiego Wschodu… 

Zycie w wielkim miescie

Zycie w wielkim miescie, szczegonie w Bimie, nie moze byc latwe. Pomijajac przyczyny tego stanu, chcialbym zebyscie byli 
swiadomi w jakich warunkach zyja
tutaj ludzie, jak wygladaja ulice, jakich ludzi mozna spotkac gdzies w bocznych zaulkach. Wprawdzie malo jest tutaj ludzi,
ktorzy chca pieniadza za swoje kalectwo lub biede, ale trudno nie byc swiadomym, jak ciezko musi sie tutaj mieszkac, bez wzgledu
na przyzwyczajenie i kulture. Mandalay wyglada jak wielka karykatura miast z rozwinietych krajow - wszystko wydaje sie byc 
przesadzone.
Muzyka - tak, ale na caly regulator. Telewizory i glosniki - jak najbardziej, ale kartony ustawione sa od sklepu az do konca
chodnika przy ulicy a z wnetrza sklpeu dudnia glosniki. Reklamy, modne ciuchy, fotograf? Wszystko to jest, ale najczesciej jakies inne, jakby mialo to udawac
pierwowzor. Mowiac krotko, w miastach jest pelno podrobek, cale mnostwo pseudo-oryginalow a posiadanie koszulki AIG cieszy
sie spora popularnosci na ryneczkach. Nawet w autobusach, odtwarzacze DVD sa firmy Soneer, a w sklepach mozna dostac Star Cole, ktora wyglada ludzaco podobnie do Pepsi a smakuje identycznie jak Coca Cola (i jest 3-4 razy tansza). Trudno jest takze opisac brud i warunki w jakich ludzie mieszkaja, jeszcze trudniej opisac
warunki przygotowywania jedzenia na ulicy. Tam gdzie jest jedzenie, pojawiaja sie szczury i karaluchy, wielkie jak na ten 
klimat przystalo. To na pewno wada, ale zaleta jedzenie na ulicy jest jego dostepnosc, szybkosc i… smakuje to naprawde niezle. Oczywiscie,
jest to duzo tansze niz w restauracjach. Dlatego jezeli ktos ma WZW A+B, mozna poczuc sie choc odrobine zabezpieczonym i sprobowac
wielu ulicznych smakolykow. Ponizej znajduje sie zdjecie restauracji przy torach kolejowych oraz spiacy czlowiek pod mostem w Amarapura:


Drogi czesc dalsza

W Mandalay mialem okazje podladowac baterie (prad dzialal cala noc) a takze doprowadzic sie do porzadku. Dzisiaj poszedlem
kupic bilet kolejowy do Nabo, z ktorego bede musial dostac sie do Khata (zobacz mape). Jezeli uda sie zlapac statek, wroce do 
Mandalay rzeka Ayeyarwady. Rejs powinien zajac 1-2 dni (wg. obslugi hostelu:4-5 dni), jednak wszystko zalezy od poziomu wody,
ktory o tej porze roku jest bardzo niski. Jezeli podroz z powrotem zajmie mi wiecej niz 4 dni, wroce do Mandalay pociagiem. Wagony wygladaja jak wojskowe, z malymi, zakratowanymi okienkami. Kupilem najtanszy bilet - lower class za 7USD (sypialny chyba 45USD) wiec powinno byc ciekawie. 

Pozdrawiam,
M.Z.

Using Format