Birma 2009 - kilka słów o mnichach

Nie sposob nie napisac o mnichach, nie wspomniec chocby w kilku zdaniach o ich serdecznosci, otwartosci i spokoju. Mnichow w Birmie jest ponad 500 tysiecy, stanowia bardzo silna grupe spoleczenstwa. Podczas
“Szafranowej Rewolucji” mnisi pierwszy raz otwarcie wystapili przeciwko rzadzacej wladzy. Ze wzgledu na to, ze mnich jest bardzo szanowanym czlowiekiem w spoleczenstwie, jawna krytyka junty wojskowej byla dla generalow policzkiem w twarz.

Podczas wizyty w klasztorze, spotkalem trzech nauczycieli: pierwszego podczas lekcji w przytoczonej w poprzedniej wiadomosci sali, zwanej “kanton”; drugiemu z nich zostalem przedstawiony w trakcie lekcji, kiedy przerwal swoj wyklad i prowadzilismy dyskusje podczas zajec; trzeci z nich naucza prawdopodobnie mlodych mnichow, gdyz uslyszalem, ze
jego nauki sa jeszcze proste (doslowne przytoczenie). I pewnie dlatego zaprosil mnie w drodze powrotnej na dzien lekcji buddyjskiej. Ciekawa byla takze rozmowa - Ven podszedl i powiedzial, ze jego nauczyciel chce ze mna porozmawiac. Po kilku zdaniach, wszyscy sie usciszyli a Ven zapytal sie mnie: mozesz teraz zadac pytanie masterowi. O co chcesz zapytac? I tak co kilka minut.


Kilka razy, w tym takze uslyszalem to od jednego z nauczycieli w klasztorze, powiedziano, ze wygladam jak pilkarz Roni (podobno z Anglii, 
nie wiem tego bo nie interesuje sie tym sportem az tak mocno). Dzieki temu, ze przypominalem im kogos slawnego, prawdopodobnie
przygladali mi sie z wieksza ciekawoscia.


Powyzej jeden z mnichow podczas nauki. Wielu z nich, kiedy wszedlem do sali spokojnie drzemalo na tekowej podlodze.
Ven Sandasiri, pospiesznie budzil szturchnieciem wszystkich spiochow.

Dzien mnicha nie jest latwy. Wstaja wczesnie rano, nastepnie modla sie by potem zaczac nauki z nauczycielem. Kazdy mnich,
kadego dnia ma swoje zadania do wykonania na terenie klasztoru - jeden przynosi wode, drugi sprzta dziedziniec albo pokoje w hostelu.
Tak, na terenie klasztoru sa hostele, jak w Polsce akademiki na terenie uczelni. Dzialnosc nie konczy sie tylko na terenie klasztoru - wielu z nich wychodzi poza mury i pomaga okolicznym ludziom - tak wlasnie spotkalem
opisanego wczesniej nauczyciela, ktory pomagal mlodziezy w nauce angielskiego. Mnich nie posiada zbyt wielu rzeczy materialnych - nosza przy sobie pieniadze, skromna szate i klapki. Zarabiaja na zycie otrzymujac od ludzi dary, czesto w zamian wlasnie za pomoc przy roznego rodzaju naukach (nie wiem tego, ale wydaje mi sie ze nie znajde w Birmie mnicha,
ktory pracuje fizycznie zeby zarobic). Dzien konczy sie dla nich okolo godziny 2300.


Mnisi maja bardzo duzy respekt i szacunek wsrod Birmanczykow. Podczas wspolnego obiadu (bylo tam takze kilka osob z klasy, z ktora prowadzilem krotkie zajecia), wlasciciel restauracji stanal przy Ven Sandasiri (jeden z mnichow) i podniosl nieznacznie miske ryzu, z szacunkiem skinal glowa i postawil z powrotem na stole. Mnisi spokojnie czekali az skonczy i dopiero zabrali sie do jedzenia.

Podobnie bylo w kafejce internetowej - wielu z nich ma swoje ulubione miejsca, gdzie czesto wlasciciele odstepuja im
stanowisko. Kiedy bylismy na poczcie, bylo podobnie - od razu
znalazlo sie miejsca dla nas a cena byla duzo nizsza niz wynikala z cennika.


Dla mnichow, jak powiedzial jeden z nich, wazne jest odczuwanie, wspolczucie i empatia. To zapewne dlatego kazdy z nich,
po krotkim poznaniu zachowuje sie jakby znal kogos wiele, wiele lat. Ani razu przez kilkanascie godzin jakie spedzilisymy
razem, nie bylo miejsca na nieporozumienie czy niecierpliwosc. Nawet kiedy dzwonilem do swojej rodziny, zeby poinformowac
ich ze wszystko jest w porzadku, klepali mnie po ramionach i w jakis sposob wspierali, siedzac po obu stronach. Czekali
takze kiedy nie moglem przeslac informacji do Was (access forbidden, not allowed - norma). Kiedy udalo sie przeslac pliki przez Skype, cieszyli sie jak dzieci z sukcesu. Cudzoziemcy to swietna okazja do nauki angielskiego, z czego korzstaja na kazdym kroku - nawet w rozmowie miedzy soa, starali sie mowic po angielsku. Jeden z mnichow w klasztorze podszedl do mnie
i zapytal czy mozemy porozmawiac. Czulem jakby testowal swoja znajomosc jezyka i wyraznie zadowolony, powtarzal pomiedzy
kazdym zdaniem OK, OK, napedzajac swoje mysli.


Kilka informacji dla Rafala, Mroczka i dla pozostalych czytelnikow.
Teraz kiedy pisze te slowa (jest 6 marca 2009, godz 2130 wg. lokalnego czasu), mieszkam w hostelu Golden Myanmar w Baganie, a dokladniej w dzielnicy Nyang U, blisko marketu. Koszt noclegu - 5USD ze sniadaniem za pokoj. Wynajalem rower (1000khyat za dzien), poniewaz znajdujace sie w Bagan swiatynie sa porozrzucane po duzym obszarze - i chyba to jest najlepszy, najzabawniejszy i najtanszy srodek lokomocji (szybszy od zaprzegu z konmi: dzisiaj wyprzedzilem kilka ze zdziwionymi minami
turystow) ). W niedziele 8 marca wyjezdzam z Bagan i prawdopodobnie znajde sie w okolicy Mandalay, a dokladniej Amarapura. W okolicach 14stego bede gdzies kolo Inle Lake. Mam juz gotowa relacje z Bagan i podrozy do tego miasta, musicie poczekac na kolejne podlaczenie do Internetu (oraz kilka nowych fotek - udalo mi sie zrobic kilka kolejnych). Problem z pradem powoduje, ze co chwila gasnie w calym miescie
swiatlo i po minucie startuja generatory - teraz siedze przy recepcji bo jest tutaj prad i korzystam ile mozna - do nastepnego
gniazdka, mozna by rzec :)

Pozdrawiam,
M.Z.
PS. Tym razem podziekowania dla Krzyska K - fpt, skype - wszystko zawiodlo - ale tym razem poczta oinet dala rade:) Dziekuje!

Using Format