Birma 2009 - Droga Birmańska

Droga Birmanska

Hsipaw to male miasto, zaledwie 150km na zachod od granicy z Chinami. Niedaleko, bo tylko 80km na wschod od tego miasta,
lezy Lashio, przez ktore przechodzi stara Droga Birmanska, wybudowana przez Brytyjczykow, Chinczykow, Hindusow i czesc 
Birmanczykow w okresie II Wojny Swiatowej. Bylo to jedyne ladowe polaczenie dwoch krajow: Chin i Indii, sprzymierzonych z aliantami. W okresie WWII, Birma byla kolonia Brytyjczykow, ktorzy traktowali ten kraj jako czesc kolonii Indii. Birma wtedy byla glownym teatrem dzialan 
wojennych w Azji. Alianci walczyli przeciwko Japonczykom i Birmanczykom (ktorzy sprzymieryli sie z Japonia), majac za swoich sprzymierzencow plemie zamieszkale na polnocy kraju - Kachin. Aung San, glowny przywodca polityczny Birmy w tamtym okresie, zawarl przymierze z Japonczykami, w celu uzyskania niepodleglosci. Birmanczycy rozpoczeli walke z aliantami i ich sprzmierzencami (Hindusami, Chinczykami oraz wspomnianym plemieniem).

Tak oto w skrocie wygladala sytuacja na froncie w latach 40stych. Alianci potrzebowali rozwiazac problem dostawy zywnosci, broni i zolnierzy do Chin, ktorych glowno dowadzacy general oczekiwal od aliantow. Poczatkowo sprzet oraz ludzi przerzucano samolotami z Indii, jednak byl to ryzykowny sposob, poniewaz samoloty musialy latac nad wysokimi
Himalajami, gdzie warunki byly bardzo trudne i wiele maszyn nigdy nie doleciala do celu. Jeden z pilotow w tamtym okresie opowiadal jak wygladal lot przez Himalaje. A bylo to mniej wiecej tak napisane.

“Przed startem przywiazywalem nogi, rece i cale cialo do fotela. To samo robili zolnierze na pokladzie oraz przywiazywano wszystkie mozliwe rzeczy.
Lot przebiegal wsrod wysokich szczytow Himalajow. Kiedy lal deszcz, woda wlewala sie przez nieszczelnosci maszyny do wnetrza. Na tej wysokosci wialy potezne wiatry, ktore rzucaly samolotem na wszystkie strony. Musialem byc przywiazany do fotela, poniewaz podczas takich silnych uderzen wiatru, samolot obracalo calkowicie na jedno skrzydlo, a ja ze swojego fotela moglem zobaczyc przez boczne okienko ziemie. Czesc z nas - pilotow, smiala sie, ze trudno sie zgubic podczas lotu, bo
ziemia zaznaczona byla dziesiatkiem ton stali z rozbitych samolotow i wystarczylo leciec nad tym zlomowiskiem.”

Tak wiec droga powietrzna nie byla bezpiecznym rozwiazaniem, a piloci musieli czasami odbywac kilka lotow dziennie (podczas lotow nd Himalajami, zginelo ponad 1000 pilotow). Glowny dowodca sil zbrojnych aliantow na terenie Birmy, Joe Stilwell, zaczal podejmowac kroki w kierunku budowy bezpieczniejszej drogi transportu - Drogi Birmanskiej. Odcinek tej drogi, ktory przechodzil przez Lashio zostal zarzucony (glownie z uwagi na przesuwajace sie sily Japonczykow) i Droga Birmanska ruszyla
kilkadziesiat kilometrow na polnoc, od miejscowosci Bahmo. Jednak nie umiejszajac miastu Lashio, znajduje sie tam pierwotny jej odcinek. Zbudowanietej drogi nie bylo prostym zadaniem - nalezalo wyciac gesto porosnieta dzungle, zbudowac dziesiatki prowizorycznych mostow, bronic sie przed atakami wrogich zolnierzy.


Ludzie gineli nie tylko od kul ale takze z powodu dezynterii, malarii oraz na skutek wycienczenia. Droga, ktora przebiega zaledwie 80km na wschod od miejsca w ktorym obecnie sie znajduje, pochlonela tysiace ofiar i byla sarkastycznie nazywana przez zolnierzy “man-a-mile-road”. Tak wiec bedac tak blisko historii, musialem o tym wspomniec.

Elektryczna gazeta

Hsipaw znajduje sie daleko od bylej stolicy Yangon, daleko od centrum, daleko od wydarzen, jakie mialy miejsce w ostatnich latach.
“Szafranowa Rewolucja”, ktora dwa lata temu wstrzasnela opinia swiatowa, nie dotarla do Hsipaw. Jak powiedzial jeden z mieszkancow, ludzie tutaj sa naprawde bardzo szczesliwi, bo Hsipaw lezy daleko od rzadu, klimat jest przyjemniejszy do zycia a prad jest przez cala dobe. Jeszcze rok temu, w miescie prad byl jedynie dwa lub trzy razy w miesiacu. Teraz jest codziennie bo Birma kupuje go od sasiednich Chin. Jakosc dostaw gwarantowana, a placic trzeba bedzie Chinczykom juanami zamiast khaytami. Pod tym wzgledem Hsipaw jest wyjatkowymi miejscem, ktoremu moze pozadroscic 
wiele miast w Birmie. Obecny rzad utrzymuje, ze w calym kraju problem pradu nie istnieje i jest go mnostwo. Moj przewodnik, z ktorym
spedzilem caly dzien w gorach, odpowiedzial na to: - Uwazaj na gazety! Tam jest tak duzo pradu, ze mozna zostac porazonym! Ciekawe, co na to 
mieszkancy Katha, Naba, Bagan, Pyay i wielu innych miast, gdzie generatory dieslowskie pracuja pelna para…

Hsipaw i pola ryzowe

Hsipaw lezy na terenie Shanow, blisko granicy z Chinami. Zamieszkale jest glownie przez Shanow oraz Chinczykow. Tych drugich mozna
poznac po odmiennej od Birmanczykow urodzie, oraz po domach, gdzie czesto znajduja sie napsy w jezyku chinskim. Z dala od Mandalay,
Hsipaw jest spokojnym miasteczkiem, przez ktore przeplywa rzeka. Otoczone jest gorami oraz polami ryzowymi, na ktorych podono
rosnie bardzo dobrej jakosci odmiana ryzu ciemnego. Pole ryzowe to dla mnie ciekawostka, dlatego spedzilem na nich sporo czasu,
przygladajac sie jak wyglada praca ludzi. A jest ona mniej wiecej taka. Pole podzielone jest licznymi walami ziemi, ktore wystaja nad wode zaledwie na kilka centymetrow. Tak z jednego pola powstaje kilkadziesiat mniejszych.
Do kazdego z nich doprowdzana jest woda z pobliskich strumykow. Czesto jeden wal jest rozdzielany, zeby dopuscic wiecej wody, a drugi jest zamykany, gdyz wody jest juz pod dostatkiem. Najczesciej odpowiada za to jeden czlowiek, ktory chodzi po takich walach i pilnuje poziomu wody i w razie czego zmienia jej bieg do innego pola.

Gdy takie poletko sie napelni, mezczyzni zaczynaja orac je przy pomocy bawolow i drewnianego narzedzia lub prostego ciagnika.
Ciagnik ten to prosta rama z przymcowanym silnikiem. z tylu znajdue sie siodelko, a na nim siedzi czlowiek sterujacy dwiema manetkami od gazu i sprzegla oraz dzwignia czterech biegow (3 w przod i 1 w tyl). Kola takiego urzadzenia maja specjalnie dobudowane, wystajace lopatki, ktore przerzucaja pod woda ziemie. Tak powstaje dobry grunt pod sadzonki.

Nastepnie na tak przygotowane poletko wchodza kobiety. Ustawiaja sie w jednym szeregu a dwie kobiety na jego krancach naciagaja sznurek, ktory przebiega przez cale poletko i przymocowuja go do ziemi. Tak powstaje prosta linia, przy ktorej beda wkladane sadzonki. Kiedy linia jest juz gotowa, pozostale kobiety wsadzaja tuz przy sznurku sadzonki, ktore czesto donosza im w koszach mezczyzni. Kiedy powstanie pierwsza linia sadzonek, dwie kobiety na jej krancach przenosza sznurek o metr dalej i mocuja do ziemi. Powstaje druga linia, rownolegla do ostatniej. I tak do konca pola.


Kiedy sadzonki pokryly juz linie na caly poletku, kobiety przystepuja do kolejnej czesci prac. Rozpoczynaja wypelniac pole 
kolejnymi sadzonkami, od jednej linii do drugiej, majac za punkt orientacyjny linie z przodu i z tylu. Po uzupelnieniu jednego metrowego pasa sadzonek, zostawiaja minimalna przerwe i zaczynaja drugi pas - od ostatniej linii do kolejnej (dlaczego, zaraz powiem). Tak powstaje jedno poletko ryzowe.


Kiedy ryz dojrzeje (a trwa to tutaj dlugo, poniewaz jest on sadzony bez zadnych nawozow), ponownie kobiety wchodza na poletko.
Brodzac w wodzie po lydki, siadaja na drewnianych stoleczkach lub kucaja. Kazda przed swoim pasem ryzu (teraz stoja 
prostopadle do wyznaczonych wczesniej linii), ktory wyraznie odznacza sie od drugiego dzieki pozostawionej wczesniej 
przerwie. Kazde zdzblo ryzu jest wyciagane recznie i zbierane w peki, 
ktore laduja w koszu. Kosze zabieraja mezczyzni i wrzucaja na ciagnik lub woz z bawolem.


I tak z kazdym poletkiem, az pokryte i zebrane zostanie cale pole (prace na poszczegolnych poletkach trwaja rownolegle, poniewaz dziala tam kilka grup). Tak wygladaja proces sadzenia i zbierania ryzu na polach w Hsipaw.


Palaung - wioska w gorach

Hsipaw otoczone jest gorami, w ktorych zamieszkuja plemiona Shanow i Palaung. O ile pierwsza grupe mozna juz spotkac w wioskach
oddalonych o godzine wedrowki od miasta o tyle do drugiej, trzeba isc wyzej w gory, ponad 4 godziny w jedna strone. W droge wyruszylismy we trojke. Lokalny przewodnik, Xavier z Francji i ja. Widoki po drodze nie byly urzekajace, glownie z powodu wypalanej ziemi pod nowe uprawy oraz unoszacej sie mgly, skutecznie ograniczajacej widocznosc. Po czterech 
godzinach wspinaczki dotarlismy do wioski plemiona Palaung, w ktorej zycie toczy sie niezmiennym torem od setek lat. Zostalismy
zaproszeni przez wodza wioski na wspolny posilek, ktory skladal sie z zielonej herbaty, ryzu, kwiatow musztardy oraz kilku
kawalakow miesa. W drewnianym domku wodza, poznalismy jego siostre, ktorej zdjecie zamiescilem ponizej.


Wioska nie jest mala, bo liczy ponad 1000 mieszkancow. Wiekszosc z nich, za dnia pracuje w lesie przy karczowaniu. Wracaja wieczorem na obiad, ktory przygotowuja pozostale w domu kobiety. Pozostawioe w domu zajmuja sie glownie dziecmi oraz gospodarstwem. Nie jest to jednak lekka 
praca bo i trzeba sie zajac licznym potomstwem (czesto jedna rodzina ma siedmioro dzieci), przygotowac posilek a takze zrobic nowe poszycie na dach, ktore jest wymieniane srednio co 2-3 lata. Czesc kobiet suszy
takze zebrana herbate, ktora nastepnie mlocona jest w jednym miejscu wioski przez wiekszosc mieszkancow. Dzieci takze musza pracowac, najczesciej pomagajac matce w domu lub ojcu w lesie. Czesto praca ich polega na donoszeniu wody z pobliskiej studni.


Podczas naszej wizyty w wiosce wiekszosc ludzi byla w pracy. Jednak juz w drodze powrotnej, spotkalismy powracajach z lasu ludzi,
w tym doroslych mezczyzn i dzieci. Te ostatnie czesto prowadzily drewniany zaprzeg, do ktorego zaprzegniete byly po dwa 
bawoly. Widok to niecodzienny, kiedy maly, zaledwie dziesiecioletni chlopiec dyryguje dwoma, olbrzymimi i groznie wygladajacymi zwierzetami
(zdjecie ponizej).


Mr. Charles i Slumdog

Guest House Mr. Charles to dla backpackersow synonim miasta Hsipaw. Spotykaja sie tutaj rozni ludzie, z rozych krajow, najczesciej 
w poszukiwaniu spokoju i odpoczynku od zgielku wielkich miast. Poznalem tam Xaviera, ktory od ponad 20tu lat podrozuje po roznych zakatkach swiata na swoim rowerze. Byl niekwestionowanym liderem w doswiadczeniu podrozniczym. Przemierzyl na swoim pojezdzie miedzy innymi Afganistam, Kirgistan, Kube, Argentyne, Kambodze, Indie a teraz Birme. Jak sam opowiedzial, podczas jazdy na rowerze w Birmie rozgladal sie na boki w podziwie dla krjobrazow. Nagle zobaczyl cos na ulicy, ale nie zdazyl zareagowac - przejechal po wezu. Kolejnymi mieszkancami byla para 50cio latkow z Anglii, ktorzy ucieszyli sie na widok jedynego
Polaka w tym miejscu, poniewaz w latach 70tych mieli okazje odwiedzic nasz kraj i byli ciekawi naszego kraju. Byla takze jedna wesola para Francuzow, troche ekscentryczna, 70cio letnia Amerykanka, ktora na wlasna reke przyjechala do Birmy (kazala nam przy stole zachowywac sie porzadnie, mowiac ze teraz jest nasza matka). Byla takze Funny, dziewczyna pochodzenia francuskiego, na stale mieszkajaca w Australii. Obecnie jest juz trzeci miesiac w podrozy i nie planuje na razie wracac do domu. Byl takze nauczyciel angielskiego z Bangkoku (Amerykanin), ktory zrobil sobie przerwe wakacyjna od swoich studentow.

Tak wymieszane kulturowo i wiekowo towarzystwo, swietnie dogadywalo sie miedzy soba. Rozmowy podczas kolacji toczly sie w kilku
jezykach na raz: francuski, angielski, hiszpanski. Wieczorami spotykalismy sie na drewnianym tarasie, opowiadajac rozne historie z minionego dnia lub z wczesniejszych podrozy. Czasem spotykalismy sie zupelnie nieoczekiwanie w miescie i spedzalismy w mniejszych grupach czas przy dobrej, czarnej kawie, tuz nad rzeka. Ostatni wspolny wieczor zarezerwowalismy sobie na kino - malzenstwo z Anglii zakupilo w Kambodzy DVD z filmem Slumdog. Powstalo kino na swiezym powietrzu a nowo przybyli goscie przylaczali sie do nas, czujac swietna zabawe i nastroj. Z tego wszystkiego z zalem zegnalem sie z tymi ciekawymi ludzmi i dzisiejszego poranka razem z Anglikami przyjechalismy autobusem do Mandalay, skad teraz pisze te slowa.

Jutro o 5pm wyjezdzam do Inle Lake a potem planuje pojechac do Bago, gdzie chcialbym spedzic 2 pelne dni i noce w klasztorze.
Oficjalnie jest to zabronione, lecz poznany Francuz - Xavier - wyprobowal juz ten sposob i nie bylo najmniejszego problemu.


Pozdrawiam,
M.Z.

Using Format