Birma 2009 - Bangkok, Tajlandia

Modelki podrózuja druga klasa


Droge do Warszawy “umilil” nam czas spedzony z dwiema modelkami. 
Wsiadly w Poznaniu a ze sposobu rozmowy, wygladu (byly mozna powiedziec - atrakcyjne) i zachowania nalezalo sadzic, ze oto Szanowni Panstwo, jedziemy z super modelkami, które maja wystep na ringu w Lublinie. Nie krepujac sie obcnoscia czterch innych pasazerów w przedziale pociagu PKP, zaznajamialy nas chcac lub nie ze wszystkimi osobami ze swojego kregu.

I tak oto uslyszalem, ze Jola powinna powinna byc bardziej wdzieczna Pauli za zalatwienie pracy - bo przeciez Paula wiecej razy jej pomogla. A to, ze Magda nie poradzi sobie i rozstanie sie ze swoim mezem (pilkarzem - tutaj glosne westchniecie Oli) bo wyjechal wlasnie do USA na kontrakt. No i Kasia, która sobie poradzi pomimo kryzysu, w odróznieniu od Magdy, bo
przeciez pochodzi z bogatej rodziny. Itd,itd,itd…

Po chwili zadzwonil telefon do jednej z nich. I znowu caly przedzial slyszy (telefon, podobnie jak glosy dziewczat, ustawiony byl w tryb “glosnomówiacy”. Rozmowa przebiegala mniej wiecej tak:

- Halo? Jestesmy juz w przedziale.
- To dobrze (jakis chlopak).
- Jedziemy razem z czterema panami.
- A przystojni?
- NIE (bez chwili wachania).
- To dobrze - konczy rozmowe luby.

Tak oto chlopak po drugiej stronie telefonu odetchnal z ulga, a z piersi czterech facetów w przedziale dalo sie prawie slyszec jek zawodu. Na szczescie panny “tipsy” (to nasza mala zemsta) pojechaly dalej
do Lublina a my w koncu wyladowalismy w Bangkoku, w slawnej dzielnicy Khao San.

Bangkok, Tajlandia.

Nie sposob nie skojarzyc Khao San z naszymi Krupowkami. W tej dzielnicy zatrzymuje sie wiekszosc turystowa a takze podroznicy, ktorzy sa juz na wyprawach od kilku miesiecy a moze i lat. Sama dzielnica nie jest duza w stosunku do metropolii jaka jest Bangkok (ponad 10 milionow mieszkancow), ale jest tutaj chyba najwieksze skupisko ludzi z roznych z roznych zakatkow swiata. Za dnia temperatura nie spada ponizej 35C,
w nocy jest 26. Trudno tutaj zaznac spokoju, ale traktuje to miejsce jedynie jako ciekawostke w drodze do Birmy.


Bangkok nie zachwyca, pewnie takze dlatego, ze w miescie trudno wytrzymac przy 40 stopniowej temperaturze i duzej wilgotnosci 
tego klimatu. Caly wiec dzien spedzilismy nad rzeka, zglebiajac tajemnice waskich uliczek i marketów. W ten sposób trafilismy na Flower Market, ktore ciagnie sie wzdluz ulic wprost na chodnikach.
Ponizej widok na czesc Flower Market:


Chowajac sie przed sloncem odpoczywalismy w cieniu magazynu, skad ladowano paczki do samochodow. Niewiel to dalo mi wytchnienia, poniewaz powietrze zdawaloby sie przylegac do ciala jak mokra, zatechla scierka. Ponizej jeden z “magazynierow”, pracujacy w pocie czola:


I jeszcze troche o transporcie. W Bangkoku króluja tuk tuki, czyli male motorowe pojazdy, które maja te zalete, ze wjada prawie wszedzie. Sa szybkie, bo omijaja korki i przeciskaja sie w waskich uliczkach, sa wygodne bo jadac mamy choc odrobine przeciagu, o który tutaj trudno. Jeden z takich tuk tuków (lekko zniszczony i bez charakterystycznej tylenj czesci dla pasazerow) prezentuje sie ponizej na zdjeciu:


Tyle o Bangkoku. Jeszcze tylko wspomne, ze pierwsze co mnie doslownie dotknelo to zapach - stechlego, wilgotnego powietrza. Wychodzac z klimatyzowanego lotniska nie sposob nie oprzec sie wrazeniu, ze dostalismy oto mokra scierka w twarz. Takze na roznego rodzaju marketach - zapachy sa rozne, w zaleznosci od miejsca. Pachnie jedzeniem, slodyczami, kwiatami,a smierdzi stechlizna, zgnilizna i starym, rybim miesem. To istna mieszanka dla woni, pobudza moj zapomniany w miescie zmysl do granic wytrzymalosci.


Birma


Mam nadzieje, ze Birma bedzie spokojniejsza. Jest tam zdecydowanie mniej turystów (wg. Lonely Planet 0,14% liczby turystów z Tajlandii)
co próbowalismy nawet liczyc: ilu turystów moze byc w regionach jakie chcemy zobaczyc. Rafal z Gosia zamierzaja pojechac na pólnoc, blisko morza, gdzie turystów jest znacznie mniej niz w centralnym Mandalay czy Rangun. Ja natomiast od razu po wyladowaniu w bylej stolicy chcialbym pojechac najdalej na pólnoc, gdzie wg. wspomnianego juz Lonely Planet, rocznie odwiedza okolo 300-400 osób.


Prawdopodobie bede miec spory problem z dostepem do elektrycznosci a takze Internetu, co nie napawa optymizmem jezeli chodzi o kwestie informowania Was co sie aktualnie dzieje. Do tego brak polaczen telefonów komórkowych utrudni cala operacje Jednak zobaczymy jak bedzie na miejscu.


Dzisiaj na ulicy zaczepil nas jeden jegomosc z Australii:
- Gdzie jedziecie?
- Do Birmy - odpowiadamy.
- Burma? There are bad people

Cóz, nie zgadzam sie akurat z tym czlowiekiem, ale pozostaje mi przekonac sie o tym na wlasnej skórze.
Pozdrawiam,
M.Z.

Using Format