Birma 2009 - Bagan

W drodze do Bagan

Z Pyay wyruszlem autobusem w kierunku Kyunpadaung, malego miasteczka, okolo 50km od Bagan. Na miejsce dotarlismy autobusem
po godzinie 2 w nocy. Z racji tego, ze w miescie tym nie ma guest housow dla cudzoziemcow, nie moglem zatrzmac sie tutaj na
noc - musialem szukac przystanku i tam czekac na kolejny autobus. Jednak juz po chwili, jeden z mieszkancow zaprowadzil mnie
do bramy, ktora okazala sie wejsciem do mieszkania (wygladalo to jak garaz). W srodku spaly dwie osoby - kobieta i mezczyzna.
Obudzilismy ich, wiec byli jeszcze troche zaspani ale szybko wyprowadzili mnie na zewnatrz i wskazali droge na przystanek, mowiac, ze
nie moge tutaj zostac. No dobrze, tylko w ktorym kierunku mam isc? Na kawalku kartonu, Naczelnik (jak go nazwalem), narysowal
kierunki swiata i wskazal przystanek. Musialem isc swoja droga i opuscic centrum.

Kiedy tylko skrecilem w kierunku polnocnym (wg. wskazowki naczelnika), ulica opustoszala. Nie bylo juz kafejek, nie bylo ludzi - tylko ciemna noc i kilka latarni. W oddali zobaczylem swiatlo i jak cma
ruszylem tam, w poszukiwaniu poczucia bezpieczenstwa - tam musza byc ludzie! Jednak zanim tam doszedlem, dopadaly mnie co chwila
male grupy ujadajacych wsciekle psow, zjezonych, z wyszczerzonymi zebami. Nie wiedzialy na ile moga sobie pozwolic, podbiegaly 
co chwile na metr ujadajac i odskakiwaly dalej. Wtedy wiedzialem tylko, ze nie moge sie zatrzymac i musze isc pewnym krokiem, 
ze nie moge pokazac, ze sie ich boje bo rzuca sie na mnie w tym ciemnym zaulku. Udalo sie na szczescie przejsc te kilkaset
metrow do grupki ludzi, ktorzy w nocy naprawiali ciezarowke (zdjecie ponizej).


Siedzialem tak z nimi prawie 2h, az wreszcie nadjechal autobus. Jeden z nich wyskoczyl na ulice i machajac jak “na stopa”, zatrzymal autobus. Po 12h jazdy, w koncu dotarlem do Nyang U, malego miasteczka 4 km od Old Bagan.

Bagan - kilka portretow

Bagan jest jak olbrzymie muzeum - na duzym obszarze znajduje sie okolo 4000 swiatyn, ktorych nie sposob zwiedzic chocby w miesiac.
Jednak kilka z nich, sa bardziej popularne od pozostalych i turysci moga ograniczyc sie do zaledwie kilkunastu. W Bagan 
zatrzymalem sie w Golden Myanmar (tani i wygodny, 5 USD ze sniadaniem), gdzie za 1USD dziennie wypozyczylem rower, na ktorym
jezdzilem dwa dni - od swiatyni do swiatyni. Niezbedna przy zwiedzaniu okazuje sie latarka. Bardzo wiele pagod, to ciemne zaulki,
wejsci po schodach tak waskie, ze z trudem wspinalem sie po nich (bardzo stromo) z torba fotograficzna. Gdyby nie latarka, 
czasem nie mozna by bylo takiego wejscia odnalezc, gdyz czesto sa ukryte gdzies kolo posagu Buddy. Jest jeszcze jedna zaleta 
posiadania swiatla - czesto w ciemnych zaulkach lubia wylegiwac sie weze. A ze jest to kraina kobty krolewskiej, nie chcialem
na jedna z nich nadepnac gola stopa (tak, do pagody mozna wejsc tylko boso).

Bagan niestety nie zrobil na mnie wielkiego wrazenia, pewnie dlatego, ze nie mialem zbyt wiele czasu zeby poznac cala okolice a mialem
w wyobrazni zdjecie Vagabonda, ktory uwiecznil to miejsce fenomenalnie.
Dlatego nie mogac znalezc najlepszego miejsca do sfotografowania zachodu i wschodu slonca, skupilem sie na mieszkanacach Bagan.
Oto kilka ujec:


Bagan jest o tyle ciekawe, ze mozna zwiedzac samodzielnie wszystkie pagody (w hostelu mozna wykupic
tax fee za 10USD na cale Bagan - nowa czesc, Old Bagan i Nyang U). Czesc z nich zamkniete sa niestety na klodke, ale wiekszosc w jakich bylem byly otwarte. Kazda pagoda ma swoja nazwe i opiekunow - moze to byc cala rodzina, ktora mieszka tuz obok pagody, albo pojedynczy “straznik”, ktorzy przy okazji probuje sprzedac swoje obrazy (malowane piaskiem z rzeki).
W tym czasie w Birmie zaczyna sie sezon letni i jest niezwykle goraco - jednak wiele pagod oferuje schronienie przed palacym
sloncem i daje choc cien wytchnienia. Ponizej ostatnie zdjecie, przedstawiajace siedzacego Budde (zdjecie zrobione w jednej z pagod):


Ciag dalszy - Mandalay
Kiedy pisze te slowa jestem juz w Mandalay, w malym hostelu blisko centrum (Royal Guest House). Szukam mozliwosci 
dotarcia do Bahmo, ale z tego co zdazylem sie zorientowac, nie ma lotow az do niedzieli. Tak wiec zostanie mi rejs lodzia do Khate i powrot do Mandalay w okolicach 11-12.03. Pozniej Amarapura, mozne Hsipwe i w okolicach 15-20 powinienem byc w Inle Lake (informacja dla Mroczka).

Pozdrawiam,
M.Z.

PS. Nie moge sie nadziwic serdecznosci tych ludzi. Dzisiaj autobus podjechal pod hostel, zabral mi rzeczy, pilnowali podczas
podrozy, zabiegali o to zeby bylo wygodnie, ciagle sie usmiechaja. Malo tego, nie ma zadnego problemu, zeby robic zdjecia ludziom, chetnie pozuja jak sie ich poprosi. Jaka wielka to roznica w porownaniu z takim Marokiem!


PS2. Zapraszam takze do poprzedniej wiadomosci - nie wiem czy udalo sie chlopakom dodac dwie czy jedna - powinny byc 4 wpisy (nie liczac 2 powtarzajacych sie).

Using Format