Fixer - podstawa sukcesu fotografa

Dobry fixer to podstawa sukcesu projektu. Jednak często osoby te nie są doceniane lub nie są wymieniane w “napisach końcowych”. A przecież to dzięki dobremu fixerowi, jego kontaktom, znajomości realiów danego miejsca, sceny politycznej itd. możemy dotrzeć do bohaterów, miejsc czy sytuacji, w ekspresowym czasie i ze zrozumieniem tego na co patrzymy.

Obecny kryzys uchodźczy w Bangladeszu to także setki nowych fixerów, którzy oferują swoją wiedzę i usługi reporterom. Niestety jakość tych usług jest dyskusyjna i ogranicza się “tylko” do roli tłumacza. Powierzanie ważnej funkcji fixera osobom, które nie mają do tego ani predyspozycji ani nie mogą wykazać się doświadczeniem, to duży błąd. Pominę sam fakt sprawnego tłumaczenia z dialektów na bengalski i dalej na angielski (co samo w sobie jest obarczone sporym ryzykiem błędu). To jeszcze jesteśmy w stanie próbować nadrobić, dopytując lub potwierdzając poprzez inaczej zadane pytanie. Nie mniej jednak pozostaje wciąż doświadczenie (a raczej jego brak) w rozmowach z naszymi bohaterami, które do łatwych nie nalezą a które wymagają wyczucia, empatii, szczególnie jeżeli prowadzimy rozmowy z osobami po traumatycznych przeżyciach. Tutaj nie da się tego załatwić ani weekendowo ani przy okazji. Biorąc więc pod uwagę, że jesteśmy odpowiedzialni za naszych bohaterów i rzetelne informowanie odbiorców, takie sytuacje są dla mnie nie do przyjęcia. Niestety na tym polu jest bardzo różnie dlatego tak jak fixer stoi za sukcesem naszej pracy tak nieodpowiedzialne zatrudnianie przypadkowych osób, jest także dobrym sposobem na położenie tematu.

W Bangladeszu miałem okazję współpracować z dwoma fixerami. Neyomee, drobna dziewczyna, która potrafiła załatwić dosłownie wszystko, pełna empatii i wzbudzająca zaufanie. W swoim telefonie, w zabawnym etui z pokemona, miała kontakty do szefa straży granicznej (u którego załatwiła nam nocleg) czy szefów dystryktów policji (którzy za każdym razem oferowali nam w nocy ochronę). Wiedziałem, że nie ma osoby do której nie mogłaby dotrzeć oraz załatwić tematu. Z kolei druga osoba, Tun, to przyjaciel, mający mnóstwo wiedzy odnośnie Rohingjów ale także doświadczenie z wieloletniej pracy w obozach dla uchodźców. Pracowaliśmy razem nie tylko w Bangladeszu ale także w Birmie. Bez tej dwójki nie było by możliwe w tak krótkim czasie zrobić tak wiele. Co za każdym razem z wdzięcznością podkreślam przy okazji “napisów końcowych”. 


Using Format