Tybet 2010 - ostatni dni w Tybecie

Dzisiaj zakonczyl sie pierwszy etap podrozy, ktorego celem byla wizyta w Tybecie oraz proba poznania tej kultury. Swiadomie napisalem “proba”, poniewaz nie sposob w ciagu dwoc tygodni przejsc przez wszystkie zakamarki i niuanse jakze bogatej, tybetanskiej historii. Setki wizerunkow Buddy, tysiace imion, roznorodnosc przekroczyly moje najsmielsze oczekiwania. Przez ostatnie dwa tygodnie poruszalem sie po turystycznej trasie przez Lhasa, Namtso Lake, Samye, Gyntse, Shigatse, Zhang mu. Na poczatku wyprawy bylem sceptycznie nastawiony do wszelkiego rodzaju agencji turystycznych - czy naprawde ich potrzebuje? Do Lhasy dotarlem bez zadnych przeszkod, nikt nie sprawdzil posiadanych pozwolen. Rowniez w okolicach Lhasy, pozwolenia i moj paszport nie byly potrzebne. Jednak juz po kilku dniach, kiedy zblizalismy sie do granicy Chiny - Nepal, mnogosc punktow kontrolnych i sprawdzanie paszportu oraz pozwolen utwierdzily mnie w przekonaniu, ze podrozowanie po tym kraju bez nadzoru systemu jest praktycznie bardzo utrudnione. Przez ponad 2 tygodnie mialem zaledwie kilka dni na zdjecia - wielokrotnie przemierzalismy setki kilometrow po trudnych drogach, co skutecznie ograniczylo moje “pstrykanie”. Jednak pomimo tego, przywiozlem z tego etapu podrozy ponad 1200 ujec i kilkaset filmow, ktore mam nadzieje zloza sie na ciekawy material. Przede mna kolejne dwa etapy wyprawy, o ktorych dowiecie w kolejnych dziennikach.

Osiem tysiecy metrow

Tym razem bedzie cos dla wielbicieli gor, nie byle jakich! 8 tysiecy metrow nad poziomem morza - te bariere, o ile sie nie myle, przekroczyly na terenie Tybetu nastepujace gory: Mt. Everest, zwany przez lokalnych Czomolungma, Sziszapangma (zdobyta pierwszy raz zimowa przez Piotra Morawskiego i Wlocha, Simone Moro), Lhotse zwany po tybetansku poludniowym szczytem, Czo Oju, wielokrotnie zdobywany przez Polakow i nie wiem czy nie Makalu, na ktory Jery Kukuczka wszedl pierwszy raz polnocnym filarem - now droga. Najwyzsza gora swiata, ktorej polnocna strona znajduje sie na terenie Tybetu jest oczywiscie Mt. Everest (8 848m n.p.m.). Probowano go zdobyc wielokrotnie, ale udalo sie to dopiero Hillary’emu i Szerpowi - Tenzingowi w latach 50stych. Nie latwo bylo wtedy zdobyc Mt. Everest. Cale ekspedycje, zlozone z setek ludzi (najliczniejsi byli Szerpowie, zatrudniani do dzwigania beczek z ekwipunkiem), probowaly znalezc odpowiednia droge na szczyt Everestu. Lata staran roznych ekip pozwolily dopiero Hillary’emu i Tenzingowi pokonac uskok, ktory byl nie do przebycia dla innych. Tak w skrocie otworzyla sie droga na najwyzsza gore swiata.


Mt. Everest widoczny z miejscowosci Tingri.


Widok z pokoju hostelu w Tingri na Sziszapangma

Widok z miejscowosci Tingri


Sziszapangma, widoczna z przleczy polozonej na wysokosci 5600m

Obecnie Mt. Everest jest oblegany w duzej mierze przez turystow. Na nikim juz nie robi wrazenia zdobycie tego szczytu. Do tzw. “Base Camp” polozonego na ok 5000m n.p.m. z latwoscia mozna dojechac samochodem. Himalaistow w tym regionie jest jak na lekarstwo, za to turysci przescigaja sie zeby zrobic kolejne zdjecie na tle gory. Turystyka masowa w tym miejscu doprowadzila do tego, ze mit Everestu zanika ale za to rosnie gora smieci. Teraz wystarczy miec sporo gotowki by “zdobyc szczyt”. Ale co to za zdobywanie, kiedy Szerpowie wrecz wnosza ludzi ku chwale, ubrania sa nieporownywalnie lepsze (wystarczy spojrzec na zdjecia sp. Kukuczki a obecnie ubranych ludzi - roznica jest kolosalna i nie bez znaczenia dla pomyslnosci wyprawy), trudniejsze trasy sa zaporeczowane a w wielu miejscach czekaja na “zdobywcow” butle tlenowe. To juz nie te same czasu zakrojonych na olbrzymia skale logistycznych wyzwan, walki z wysokoscia, dzwiganie kilka razy ciezszych i mniej wydajnych butli tlenowych, planowaniem zapasow czy ciagle negocjacje w sprawie wyplaty dla Szerpow, ktorzy wielokrotnie strajkowali zmuszajac ekipy albo do porazki albo do wyplaty wiekszych sum. Pozostaje oddac jedna prawde - nie kazdy jest w stanie wejsc na te gore. Pomimo wielu ulatwien czy ulepszen, przebywanie na takich wysokosciach jest trudne, wyczerpujace dla organizmu. Wielu nie daje rady, wielu ginie lekcewazac te gore, ktora upomina sie co jakis czas o ofiary.


Tak czy inaczej, Mt. Everest w calej swojej coraz mniejszej chwale, pozostaje najwyzsza gora swiata, ktora pomimo masowej turystyki pozostaje piekna sama w sobie. W miejscowosci Tingri, mialem niczym nie zasloniety widok na najwyzsza gore swiata. Na polu z ktorego obserwowalem te gore, spedzilem ponad 2h krecac film, ktory jezeli wszystko sie udalo, pokaze Wam w przyspieszonym tempie zachod slonca na scianach Everestu. Niezle tam wymarzlem. Tuz przed zachodem slonca zerwal sie silny wiatr, przez co musialem przytrzymywac i tak dodatkowo obciazony statyw. 

Granica

Sa takie miejsca, ktore niezaleznie od kraju wygladaja podobnie. Tak jest tez z miasteczkiem Zhang mu, ktore jest polozone tuz przy granicy z Nepalem. Pomimo tego, ze jest to nadal Tybet, rozni sie on zdecydownie od klimatow jakie dane mi bylo ogladac przez ostatnie 2 tygodnie. Cale miasto to jedna droga, wyrabana jak stopien na zboczu gory. U jej podnoza wije sie rzeka, ktora zdaje sie jest naturalna granica pomiedzy Chinami i Nepalem. Na poboczach drogi rozwinelo sie Zhang mu w taki sposob, w jaki tylko przygraniczne miasteczka rozwinac sie potrafia. Znajdziemy przy niej hurtownie, knajpy, resturacje, burdele, hotele i hoteliki. To wszystko dla licznych kierowcow z Nepalu, ktorych ciezarowki zajmuja wieksza czesc drogi, utrudniajac przejaz innym pojazdom. To co zdecydowanie rozni to miejsce od pozostalych w Tybecie, to roznorodnosc ludzi. Dotychczas spotykalem jedynie Tybetanczykow i Chinczykow. Teraz mozaika sie rozszerzyla o naplywajacych do Zhang mu obcokrajowcow. 

Widok na Zhang mu z hostelu

Dzisiaj rano ruszylimsy z Zhang mu w kierunku granicy. Friendship Bridge, to most dzielacy Chiny od Nepalu. Granica zostala otwarta po stronie chinskiej ok. 10:00. Do tego czasu nazbierala sie duza kolejka, ktora jak na lotnisku, musiala poddac sie procedurom bezpieczenstwa. Caly czas towarzyszyl mi moj przewodnik Tziri, ktory wraz z moim paszportem musial pokazywac kolejnym celnikom kartki z pozowoleniami. To przekonalo mnie w 100%, ze podrozowac po Tybecie bez agencji nie mozna. Sa oczywiscie takie miejsca, np. okolice Lhasy, gdzie samotnym podroznikom bez problemu sie uda. Jednak granicy Chiny - Nepal nie bylbym w stanie przekroczyc bez w/w pozwolen. 

Ostatnie dni w Tybecie.

Pozegnanie z Tybetem - welcome to Kathmandu

Wiele dni spedzonych wspolnie z Su Nam i Tzirim spowodowaly, ze ciezko sie bylo rozstac. Przez ponad 2 lata pracy jako przewodnik, Tziri przeprowadzil kilkudziesieciu turystow. Wszyscy po jakims czasie opuscili Tybet, tylko para w/w Tybetanczykow wracala za kazdym razem do Lhasy. Pozegnanie bylo krotkie, mialem wrazenie, ze Tziri, dotychczas rozmowny, nie chcial za wiele tym razem mowic. Podalismy sobie rece i bez slowa kazdy z nas poszedl w swoja strone - Tziri z powrotem do Lhasy, ja do Nepalu. Tak rozpoczela sie druga czesc tej wyprawy, czyli wizyta w Katmandu.

Using Format