Jesteś z Florydy? Wyślij mi karalucha!

Siedzieliśmy w małej kawiarence, udekorowanej na wzór lokali w USA. Styl z lat 60tych: na zewnątrz neony, wszechobecny róż, czerwone sofy obite skają. W barze koktajle i uśmiechnięte kelnerki. W Iquitos, w sercu Amazońskiej dżungli, był to twór nienaturalny, sztuczny, żywcem skopiowany a raczej przeniesiony z „zachodu”. Podobnie było z „Żelaznym Domem” (Casa del Ferro), który zaprojektował Eifell a który został w częściach przewieziony statkami z odległej Europy. Stoi tuż za rogiem kawiarni.

To wszystko było wymysłem bogacących się w niebywałym tempie ludzi – na kauczuku, diamentach, egzotycznym drewnie, nielegalnie wycinanym z dżungli. Jednak okres świetności miasto ma już za sobą a po czasach tzw. prosperity pozostały jedynie niszczejące budynki i takie miejsca jak wspomniana kawiarenka, która jest dobrym miejscem do pokazania się, manifestacji swojego statusu materialnego, poczucia integracji i przynależności do świata. Mieszkańcy przyjeżdżają tutaj samochodami, tylko na pokaz. Bo jaki jest sens posiadania samochodu w samym sercu dżungli? W mieście, do którego można dostać się jedynie Amazonką lub samolotem? Z którego nie wyjedziemy żadną drogą? 

Rozmawiałem przy stole z młodym Anglikiem. Lokal cieszył się sporą popularnością bo wszystkie miejsca były pozajmowane. Jeszcze nie opadły z nas emocję po locie z Tarapoto do Iquitos, który omal nie zakończył się tragicznie – samolot zbyt późno podszedł do lądowania i musiał ostro hamować żeby zdążyć przed końcem pasa startowego. Ten młody chłopak pojechał na kilka miesięcy do Brazylii tuż po tym, jak skończył studia i dostał pracę. Od swojego przyszłego pracodawcy usłyszał: 

- Przykro mi ale możesz zacząć dopiero za trzy miesiące! 

Z trudem ukrył wyraz szczęścia na twarzy, widząc możliwość podróży. Zabrał kartę kredytową i poleciał do Rio De Janeiro. W trakcie włóczęgi zdecydował się zobaczyć Peru. I tak oto utknęliśmy w Iquitos razem – ja czekałem na statek do Pucallpy a on na łódź, która zabierze go z powrotem do granicy Peru – Brazylia. 

Charlie, bo tak było mu na imię opowiedział zabawną historię. Otóż poznał w Peru małżeństwo Niemców. Mąż miał nietypową pasję – fascynowały go owady. Podróżowali po świecie jak zwykła para podróżników jednak to co wyróżniało wspomnianego Niemca to wielkie oddanie do kolekcji owadów. A miał tego całkiem sporo! Meszki, motyle, karaluchy, żuki i wiele innych, których Charlie nie potrafił nazwać. Miał specjalnie przygotowane pudełeczka, w których znajdowała się nasączona alkoholem wata. Do środka wkładał żywego owada, który od razu wpadał w letarg i usypiał zamknięty w oparach alkoholu. Tak zapakowane trafiały pocztą do Europy. 

Niemiecki entomolog nie zważał na miejsca w których zbierał owady. I oto wyobraźmy sobie Machu Picchu. Ósmy cud świata. Duma Peru. Miejsce pełne historii, nasączone kulturą Inków. Wśród murów - dziesiątki tysięcy turystów. Pośród turystów – jeden zapalony entomolog. Nie zważając na piękno skansenu i otaczających ludzi biega po całym Machu Picchu a białe łydki świecą spod krótkich spodenek. W dłoniach długi kij na końcu którego zawieszona jest siatka na owady. Nie interesują go mury, historia, otaczający ludzie – przenosi się szybko z miejsca na miejsce, z fascynacją oglądając każdy okaz nowego motyla, żuka i innych owadów, których jeszcze nie miał w kolekcji. Niedaleko na skale prawdopodobnie siedzi jego żona. 

- Charlie, co z jego żoną – ona też taka zapalona do tego hobby? 

Anglik zaczął się śmiać, bo przypomniał sobie minę żony kiedy to jej mąż z wypiekami na twarzy opowiadał o jakimś nowym okazie a ona w tym czasie prawie zasypiała. Entomolog zaczął zarażać innych swoją pasją, pośrednio. Prosił spotkanych w podróży ludzi, żeby przywieźli mu ciekawe okazy. 

– Jesteś z Florydy? Musisz koniecznie wysłać mi karalucha! Macie tam takie wspaniałe okazy! 

I tak oto dał się zapamiętać ów „szalony Niemiec”, który widział w każdym potencjalne źródło zdobycia nowego okazu. Podobno z sympatii do tak pozytywnie zakręconego człowieka, spotkani na drodze ludzi deklarowali się wysłać w pudełeczku wymarzony okaz. Nawet karalucha!

Using Format